s
poczytajmy razem

Baśń

o Michałku

Mało kto w krainie przyreskiej nie słyszał o dzielnym Michałku,
małym pociągu o wielkim sercu,
który ogromnie zasłużył się w dziejach Reszczyzny,
wożąc dzieci i młodzież do szkół, babiny na zakupy i do dochtora,
a zakochanych ku sobie.

Niejedną ci ciekawą w Resku, w Łobzie i w Płotach historię o przygodach dzielnego Michałka opowiedzą, lecz tę smutną legendę zna niewielu. Dawno, dawno temu, choć już w Nowych Czasach, zaczął się w Krainie Poplątanych Dróg panoszyć nowy władyka kolejowy. Sam zwał siebie: Dyrektor Magister Inżynier Nowyczas Embi-Ej, a tak okrutnie kolejne koleje restrukturyzował, że zwał go ludek zlękniony Okrutnym Embi-Ejem. Tenże dyrektor Nowyczas dowiedział się w krajach zamorskich, iże kolej strasznym przeżytkiem jest, tedy gdzie się tylko pojawił, to tory kazał z miejsca rozbierać. Nie przeląkł się nawet kiedy go jedna wiedźma zacna przeklęła, mówiąc że go kiedyś jaki pociąg dyrechtorski do piekła zabierze. Zaśmiał się jej prosto w kaprawe oczyska, bo już dawno ponad doczepiane do składów salonki przedkładał był wygodne limuzyny osobiste. Tedy i bez obaw podpisał kontrakt z diabłem samym, co zwał się groźnie Szynożer. Dyrektor Embi-Ej jednym pociągnięciem skreślał z map kolejowych kolejne linie, a Szynożer błyskiem żarł szyny po nich pozostałe. Ach, padł na tory wielki strrrAch!

Gdzie tylko się Nowyczas okrutny pojawił, od razu szyny znikały, a tabor wędrował bynajmniej nie do nieba… I takoż razu pewnego stało się to co stać się musiało… Zajechał Embi-Ej piękną limuzyną do Reska Płn., na sam środek linii Runowo Pom. – Wysoka Kam., by swym okiem gospodarskim zmieść z powierzchni ziemi ten okropny – w jego mniemaniu - przeżytek. Już był papier stosowny przygotował, który jeno podpisać pozostało. Aleć reski zawiadowca stacyjny, niczym przesławny Rejtan matejkowy, wejście do biur stacyjnych ciałem własnym zastawił (co mu o tyle łatwo poszło, że wcześniej dla kurażu wytrąbił co najmniej pół literka…). A nie zwykł był dumny dyrektor Embi-Ej podpisywać wyroków na kolanie, jak podrzędny kulejorzyna. A tu akurat Michałek zajechał na stację. Dyrektor Magister Inżynier woła: „Won! Nie będzieta już tym trupem się nigdzie kolebać! Won wołam, swołoczy!” – i wymachuje przygotowanym już wyrokiem. Tedy każdy, choć pod nosem marudził, wyszedł był z ukochanego swego Michałka. Zaś dyrektor Nowyczas wlazł doń – tylko po to, by wyrok likwidacyjny podpisać. Wyrok co pod egzekucję nieodwołalną i Michałka i całą linię stawiał!

Ale zapomniał był Embi-Ej o przekleństwie, jakie nad nim ciążyło. A Michałek postanowił mu pokazać co potrafi! Tedy ruszył pociążek przed siebie, choć cała drużyna pociągowa na peronie już stała. Ruszył powoli, tak że nawet i zajęty wyrokowaniem dyrektor tego nie zauważył. Ale wnet pędu nabrał i wkrótce gnał na złamanie karku – szybciej nawet niż wtedy, gdy się z rączym rowerem Jaro Reskiego ścigał! Chciał go przerażony Embi-Ej zatrzymać – do hamulca bezpieczeństwa dobiegł był i już by nim szarpnął gwałtownie, ale… Za późno! Bo oto się bramy w piekielne podziemia rozwarły i dzielny Michałek, żywot swój ziemski poświęciwszy dla innych braci taborowych i innych linii kolejowych, wjechał był pędem w ogniste czeluście z Okrutnym Embi-Ejem Nowyczasem na pokładzie. Do dzisiaj kursuje pomiędzy Wysoką Diabelską a Ruinowem Piekielnym – dla swej michałkowej radości i na pohybel Okrutnemu Embi-Ejowi, którego jeszcze na dodatek smołą wrzącą polewa Szynożer nienażarty! A dzięki wspaniałemu poświęceniu się dzielnego Michałka wciąż jeszcze możemy sobie pojeździć pociągami, choć już nie na linii Wysoka Kam. – Runowo Pom… Niestety…

poczytaj jeszcze pozostałe baśnie